Długo mnie nie było, ponieważ są rzeczy, o których można pisać tylko w sercu i są wydarzenia, o których można tylko milczeć. Lub krzyczeć w niebo.
10 grudnia odeszła moja Mama, Mama nauczycielka, przyjaciółka, inspiratorka. Prawie 33 lata temu lekarze dali jej wybór – „uratujemy Panią, albo dziecko”. Wybrała dziecko i tak pojawiłam się na świecie. A ona przeżyła i na świat wydała jeszcze dwie kolejne (ja byłam jej drugą córką) dziewczynki.
To był dobry czas. Jasne, kłótni, spięć i krzyków było w nim co niemiara, ale więcej było miłości, ciepła i zaangażowania. Mnóstwo wspólnych działań, dyskusji do nocy, mnóstwo uśmiechów. To ona nauczyła mnie, jak być świadomą mamą, bo w czasach, kiedy nie znane było jeszcze pojęcie „rodzicielstwo bliskości”, ona była jego największą przedstawicielką. I to ona pokazała nam, jak fajnie działać, być aktywnymi, robić coś dla innych ludzi. Gdyby nie jej akcje (jak np. działalność klubu ekologicznego „Zielona 10”, Młodzieżowy Parlament Ekologiczny, który odbywał się co roku przez ponad 10 lat, zajęcia dla przedszkolaków, a wreszcie jej firma szkoleniowa), pewnie nie umiałabym tak swobodnie prowadzić naszej akcji „Mama nigdy nie jest sama!”, nie mówiąc już o jej organizacji! I właśnie te dobre chwile i te wspólne działania będę pamiętać. I tak bardzo żałuję, że nie zobaczy już więcej ani tego co robimy, ani jak dorastają jej wnuczki (i wnuki)….
I wiecie co? Ten czas, czas jej umierania, pozwolił mi zrozumieć jedno: że wspaniale nauczyła nas kochać i być blisko. Bo w tym czasie byliśmy razem – Tata, czyli jej mąż i my Siostry, czyli jej córki.. Jest w nas siła, żeby to przejść, żeby pogodzić się z jej stratą, z jej nieobecnością. Siła, którą otrzymaliśmy od Niej.
Rodzina to moc, to filar, to korzenie.
Dbajmy o nasze rodziny.
Przytulcie swoje dzieci, pocałujcie swoich partnerów.
Kochajcie się i bądźcie uważni.